Gdy w przyszłości gwałtownymi falami będą nadciągać kolejne
kryzysy, nasi przywódcy uświadomią sobie, że świat nie jest "nowoczesny"
ani "postmodernistyczny" - jest on jedynie kontynuacją starożytnych czasów.
Niezależnie od całego postępu technologicznego jest to świat, w którym najlepsi
filozofowie z Chin, Grecji i Rzymu mogliby się odnaleźć.
Nie jestem optymistą ani idealistą. Amerykanie mogą pozwolić sobie na
optymizm po części dlatego, że ich instytucje, włącznie z Konstytucją, zostały
stworzone przez ludzi, którzy myśleli kategoriami tragicznymi. Jeszcze przed
zaprzysiężeniem pierwszego prezydenta ustalone zostały zasady impeachmentu.
James Madison napisał w eseju Federalist no. 51, że ludzie są tak
niereformowalni, że jedynym rozwiązaniem jest postawienie ambicji naprzeciw ambicji i
interesu naprzeciw interesu: „Gdyby ludzie byli aniołami, żaden rząd nie byłby
potrzebny”. Nasz podział władzy opiera się właśnie na tej ponurej wizji ludzkiego
zachowania. Dla odmiany rewolucja francuska zaczynała od bezgranicznej wiary w zdrowy
rozsądek mas (oraz w zdolność intelektualistów do uzyskiwania dobrych wyników), by
zakończyć się gilotyną. Nasi ojcowie założyciele byli konstruktywnymi pesymistami do
tego stopnia, że stale martwili się o to, co może się popsuć w stosunkach ludzkich.
Zadaniem pisarza jest inspirować, ale też i prowokować – czyli mówić o rzeczach, o
których zamierzeni odbiorcy woleliby nie słyszeć. Również polityka zagraniczna jest
często układana pod kątem najgorszych scenariuszy. Stąd też mój pesymizm i
sceptycyzm może być całkiem na miejscu. W nowym stuleciu mężowie stanu będą bowiem
rozliczani nie z wielu rzeczy, które układają się dobrze w stosunkach
międzynarodowych i które dla humanistów będą powodem do świętowania, tylko z
bardziej mrocznych aspektów tej epoki. Jednak aby podjąć dyskusję na temat nowego
stulecia, trzeba najpierw przyjrzeć się staremu.
234 strony, format: 13.0x20.6cm, miękka oprawa